Daleko za głębokimi lasami, gdzie rozciągały się rozległe łąki i kwitnące ogrody, żył pewien starzec. Przez długi czas pragnęli dziecka, aż pewnego dnia, gdy starzec rąbał drewno w lesie, znalazł dziwną kłodę pod pniakiem. Była gładka i okrągła, a kiedy położył na niej rękę, zdawała się oddychać. Stara kobieta była zachwycona, gdy przyniósł drewno do domu, a oto kłoda zamieniła się w żywego małego chłopca! „To nasz Pointer!” wykrzyknęła radośnie. Ale wkrótce nadeszła wielka niespodzianka. Nie chciał jeść owsianki, chleba ani mięsa. „Daj mi marchewkę, daj mi kapustę, daj mi dynię!” krzyczał w kółko. Więc dali mu warzywa. Otesánek rósł i jadł coraz więcej, aż stał się tematem rozmów w całej wiosce.
W miarę jak Otesánek rósł, rósł też jego smak. Zjadł miskę marchwi, potem pół beczki kapusty, a po chwili chrupał kolejną porcję owsianki z dyni. Kiedy wysłano go na targ, nie mógł się oprzeć i po drodze zjadł kosz pełen rzodkiewek. Kiedy przechodził przez ogrody, jego oczy się świeciły i natychmiast wybierał sałatkę lub soczystego ogórka. Ludzie zaczęli się bać. „Jeśli tak dalej pójdzie, nie będziemy mieli żadnych warzyw na zimę!” szeptali między sobą. Ale Otesánek niczego nie zauważył, z zadowoleniem kołysał nogami na ławce i zastanawiał się, skąd mógłby wziąć więcej grochu.
Pewnego dnia mieszkańcy zebrali się na placu i zaczęli zastanawiać się, co zrobić z Otesánkiem. „Jeśli nie damy mu warzyw, będzie smutny” – westchnęła wieśniaczka. „A jeśli mu je damy, nic nam nie zostanie!”. Rolnik się przyłączył. I tak snuli różne plany. Próbowali dać mu suszone grzyby zamiast marchewki, ale Otesanek tylko podniósł nos. Zaproponowali mu słodką owsiankę, ale tylko zmarszczył brwi. Postawili przed nim nawet talerz pełen knedli ze śliwkami – a on? Westchnął tylko smutno: „Chcę rzodkiewki…”.
W końcu na wiejskim placu pojawiła się stara babcia, która przyglądała się wszystkiemu przez chwilę, po czym pogłaskała się po brodzie w zamyśleniu i w końcu powiedziała: „Dzieci, skoro on zawsze je, nauczmy go czegoś innego – niech pomoże nam rosnąć!”. I tak pewnego dnia zawołała Otesana i pokazała mu ogród pełen młodych pędów i sadzonek. „Widzisz, chłopcze, zanim marchewka wyrośnie, musi być podlewana i chroniona przed mrozem. Jeśli zjesz całą, nie zostanie ci nic na jutro”. Mały Oset zastanowił się przez chwilę, a potem po raz pierwszy w życiu zawahał się nad jedzeniem. „A jeśli sam je zasadzę?” zapytał w końcu.
Od tego momentu wioska była wesoła. Bran nie chodził już tylko od talerza do talerza, ale pilnie kopał grządki, sadził nasiona i z zachwytem patrzył, jak wyrastają pierwsze liście. Podlewał, pielił, a z każdą wyhodowaną marchewką jego radość rosła. Kiedy nadeszły jesienne zbiory, jego piwnica była pełna ziemniaków, kapusty i dyni. Co więcej, jego zbiory były tak obfite, że mógł rozdawać warzywa swoim sąsiadom! Mieszkańcy wioski odetchnęli z ulgą, a Otesánek wreszcie był szczęśliwy.
I tak Otesánek stał się nie żarłokiem, ale najlepszym ogrodnikiem w okolicy. Nie zjadał już wszystkich warzyw, ale chętnie dzielił się nimi z innymi. A kiedy ktoś potrzebował porady, jak dbać o rzodkiewki lub kiedy nadszedł czas, aby zasadzić groszek, wystarczyło udać się do Otesanka. A on odpowiadał z uśmiechem: „Wiesz, warzywa są nie tylko do jedzenia, ale też do cieszenia się nimi!”. I przypomniał wszystkim, że najlepiej jest nie tylko dobrze się odżywiać, ale także dbać o to, co daje nam natura.